sobota, 3 września 2011

Zrzędzenie, czyli ciemna strona ciąży

Byłam u Izy, dostałam spodnie, trochę ubranek, rożek i wałek do spania. I tak obudziłam się bez poduszki.
Ostatnio bolą mnie niesamowicie plecy. Chłopak masuje.
Jem ser pleśniowy zapieczony w pizzy - przynajmniej tak mogę go zjeść, upieczony.
Odkryliśmy Podpiwek Warmiński - 0,5%. Ciągle coś, ale przynajmniej w miarę smakuje, jak piwo. 
Bolą plecy, nie mogę piwa, noga od czasu do czasu boli, ósemki się wyżynają i bolą zatoki. I muszę teraz non stop patrzeć w komputer. Robię przerwy, żeby ulżyć plecom. Zaraz kończy się drugi trymestr, będzie coraz bardziej hardkorowo. Trochę już widzę oprócz dobrodziejstw ciąży te takie mniej przyjemne wyrzeczenia i hultajstwa. Ale jak Młody mnie kopnie, znów się bardzo cieszę. Bo juz kopie tak, że cały brzuch podskakuje i nawet koszulka się unosi.

Denerwuje mnie głaskanie po brzuchu przez innych ludzi i ciągłe gadanie o ciąży.
Chciałabym już remont pokoju dziecięcego, by zacząć tam gromadzić niezbędne rzeczy. Zależy mi, żeby wszystko było praktycznie poustawiane, najlepszej jakości i zgrane kolorystycznie, jak pokoje z katalogów, a nawet i lepsze. Póki co mieszka tam nasz współlokator, co już mnie zaczyna irytować. Jedna dziewczyna ze studiów urodziła w piątym miesiącu. Co by było, gdyby? Nie jesteśmy przygotowani. Poza tym chcę kontrolować feng shui pokoju, póki jestem w stanie się jako tako poruszać. 
Brakuje jeszcze mnóstwo rzeczy. Zanim przeczytam w necie opinie, jakie są najlepsze odciągarki do gilów z nosa, zasypki, srypki, pieluchy, jaką wanienkę, zrobi się koniec listopada i urodzę, czytając jakieś bzdurne posty w necie. I z jednej strony wiem, że nikt lepiej się ode mnie tego nie dowie, czego będe potrzebować (i Młody), a z drugiej to nieco mnie irytuje, kiedy moja mama ogląda komódki na allegro. Wolałabym już, żeby się Chłopak zainteresował. I żebyśmy wspólnie jakieś gniazdko, pokój marzeń udziobali. Zrzędzę, bo boli mnie głowa i zaraz spotkanie rodzinno-koleżeńskie u Rodziców Chłopaka, będzie dużo osób i wszyscy będą się podniecać naszą ciążą. Będzie pewnie fajnie, ale trochę już mam tego dość. Zobaczymy.

A. Gorzej mi już zawiązywać buty i myć nogi. Nienawidzę tej wanny, do której zadzieram te nogi.
I wcale nie chcę laktacji i tego całego karmienia. Jak wczoraj koleżanka wyciągnęła przy mnie cyca i dała swojej córce, trochę mnie odrzuciło. Brzuch to inkubator, cipka to wyjście smoka, cycki to wymiona do mleka. Cycek, cipka i brzuch traci swoje seksualne znaczenie. I wszystko już w sumie nie jest moje, tylko jakieś do produkowania czegoś, kogoś. A inni ludzie przychodzą do mnie jak na wystawę albo do muzeum i sobie oglądają, głaszczą i gadają jakieś bzdury, gusła, zabobony i najgorsze - dobre rady.

Oooo jaaaaaa.
Wczoraj koleżanka do rocznej córki, żeby mnie pocałowała. Obrzydliwe, wcale nie chciałam i odwróciłam jej uwagę.

Może z moim będę mieć inaczej, ale brzydzę się śliny, wypadającej zupy z ust i rzygów.
Kupa ujdzie. Ślina to coś strasznego. Oblizywanie smoczka po dziecku. Fuuuuu! Do piekła z takimi ludźmi.

Jadą, jada misie, śmieją im się pysie!
Ze znajomymi stwierdziliśmy, że jak popadniemy w dzieciocentryzm, że gości będziemy gościć na podłodze, koło dziecka stawiać im herbatę, to znaczy, że źle już jest. I kiedy będziemy w połowie zdania urywać rozmowę i coś do dziecka pitu pitu pi pi mimimi.

Ale we mnie złości i potrzeby reformy świata!
Dajcie mi piwa, sera pleśniowego i spokoju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz