Ale miałam sen...
Siedzę na jakimś rodzinnym spotkaniu i okazuje się, że wypiłam piwo do połowy szklanki, więc biegnę do toalety i zmuszam się do wymiotów. Potem obserwuję na stole mocną herbatę (sygnał z mógzu: nie wolno), herbatkę malinową (sygnał z mózgu: nawet na to nie patrz, to wywołuje poronienia) i tak patrzę po stole, że same smażone rzeczy, na które nie mam ochoty. Ktoś skomentował, że jak zawsze wybrzydzam i jakbym była w ciąży, to bym wszystko zjadła. Myślę sobie: he, co wy tam wiecie. I jakaś ciotka pyta, czy może jestem w ciązy.
A ja robię zagadkową minę, jak jakiś Sfinks co najmniej.
Śpię po 10-11 godzin, a kiedy nie śpię, jem lub myślę o jedzeniu. Żeby jeszcze śnić o jedzeniu, to już lekko zaczyna mnie przerażać.
Trochę ruszyłam w tym tygodniu z rzeczami na studiach.
Irytuje mnie, że muszę być do 3 czerwca, bo to oznacza, że nie mogę wyjechać na badania do Mojego Miasta wcześniej. We wtorek jakoś zrobię na toxo, przeciwciała różyczki, grupę krwi. Jeszcze wizyta u stomatologa. Badania na przeciwciała HIV chyba sobie daruję, nie czuję się w grupie docelowej. Zobaczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz