Poszliśmy do szkoły rodzenia.
6 par. Tylko my z różnymi nazwiskami, reszta takie same. Rodzeństwa?
Wprowadzenie. ,,Jeśli myślę o porodzie, to dam sobie radę".
Poród jak podróż, wybierasz się i nie ma powrotu, ale za to dostajesz niespodziankę w postaci dziecka.
Będzie film, oprowadzanie, ćwiczenia.
O tym, ile wspólny poród daje ojcu.
Jakieś hipisowskie podejście do znieczulenia. Że niby przez znieczulenie ma się mniejszy kontakt z dzieckiem potem. ,,Ja urodziłam w bólu, to bardziej mnie to zbliżyło i bardziej Cię kocham". Yhy, dziękuję, postoję.
Trochę mi się słabo zrobiło na myśl o rozwarciu na 10 cm. Nie ma takich rzeczy. Położna złączyła wskazujące palce i kciuki, pokazując, jakie będzie rozwarcie. Dobry Boże.
Poszliśmy do greckiej restauracji, żeby odreagować, potem film. Fajnie się ogląda wieczorami. I tak miło się ciemniej robi wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz