czwartek, 24 listopada 2011

TYMCZASEM

Wczoraj w laboratorium - mocz.
Dziś wyszło, że mam w tym moczu białko, podwyższone ciśnienie i opuchliznę, więc idę do szpitala, nie wiem, na ile, mam nadzieję, że na pół godziny.

Babus ginekolog niemiła.
Koleżanka urodziła drugie dziecko. Odwiedziliśmy ją dziś. Zastanawiam się, czy nie rodzić w jej szpitalu, mają tam Protektorki Krocza, ściany są kolorowe i dają ręcznik na pamiątkę.

AAAGGGHHAHAHHHHHHHHH NIEEE CHCĘĘ DO SZPITTAAAALAAAAAA

wtorek, 22 listopada 2011

Trochę paniki

Miało być drzewko na ścianie w dziecięcym, ale że na razie jeszcze mieszka tam współlokator i nie ma dziecięcego, maluję drzewko na blejtramie.

Okleiłam pudełko na papiery, prasę i papierowe tutoriale na temat dziecka.

Boże, jak pragnę już wszystko mieć zapięte na ostatni g.! Niby już mamy większość rzeczy, ale jeszcze ciągle co . Torba też nie do końca spakowana.

Jutro rozejrzymy się za łóżkiem. I do hurtowni po pieluchy, może karuzelę, jeśli będzie taniej, niż na allegro. I ładniejsze.

Mamy zamrożone pieniądze na samochód. Nie mogę się doczekać półek na ksiązki. Tak naprawdę to już trochę zwątpiłam, że je zainstalujemy. Nie mam siły chodzić po sklepach, obliczać, mierzyć ścian, robić projektu.

Tak naprawdę nawet mi się daleko spacerować już nie chce, 10 minut w jedną stronę to już trochę niebardzo mi się widzi.

Do dupy mi się oddycha. Czasami jak leżę nawet na lewym boku, muszę się poderwać w tryb siedzący, jak wampir, który dostał kołkiem w serce, z odgłosem przywróconego do życia zombie. Czy zombie można przywrócić do życia? Może panikuję, ale trochę się boję, że umrę albo niedotlenię dziecka. Szczególnie w nocy, jak już nie wiem, jak leżeć, żeby mi powietrze krążyło.

Brzuch się opuścił trochę. Obstawiam początek grudnia. Innym razem połowę grudnia. A jak M. gdzieś wychodzi, to mogę się założyć o 5zł, że pewnie odejdą mi wody, jak go nie będzie w pobliżu.

Zamówiliśmy od przyjaciół samochód w razie czego. Jak zacznę rodzić, to pożyczymy, obojętnie o której godzinie. Lepiej się z tą świadomością czuję.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Po szkole rodzenia

Skończyliśmy dwutygodniową szkołę rodzenia. Naprawdę przydatne. Mniej surrealistycznie jest teraz, mamy jako takie wyobrażenie o tym, co nas czeka.

Mamy masę worów z podarunkami w postaci buteleczek, magazynów, ulotek i próbek. Nie ma już gdzie tego składować, mieścimy się we -hm- trójkę w jednym pokoju.

Patrzę, czy mi wody nie odchodzą albo czop nie wypada.
Liczę skurcze. Mierzę ciśnienie. Trochę mam za duże. Jak przez tydzień będę mieć takie wysokie, ginekolog coś zaradzi. czytałam w necie, że można nawet iść do szpitala albo mieć rzucawkę.
 Jakoś mi się nie uśmiecha szczególnie.

Atak rzucawki zaczyna się od utraty przytomności, pojawienia się drgań mięśni twarzy, oczopląsu, szczękościsku. Dochodzi do skurczów tonicznych mięśni oddechowych przepony i krtani, wskutek czego występuje sinica i duszenie się.

Po okresie trwających do 1 min skurczów tonicznych i po wystąpieniu bezdechu, który zagraża życiu chorej, rozpoczynają się trwające do 2 min drgawki kloniczne mięśni twarzy, tułowia i kończyn. Po ustąpieniu drgawek utrzymuje się brak przytomności, chora zapada w śpiączkę z objawami pobudzenia i wzmożonej wrażliwości na bodźce zewnętrzne.

Jupi. Ale nie ma co się przejmować. Pomierzę jeszcze te ciśnienie i zobaczymy, co lekara powie.

Wolałabym w grudniu, niż w listopadzie urodzić.
Nad imieniem medytujemy.

Pewnie za 2-3 tygodnie już będzie z nami.
Pokój dziecięcy w 0,5% zrobiony.

piątek, 11 listopada 2011

Kąpiel? Pfff!

Teściówka wyprasowała ubranka, które Stasiu na pewno nałoży w przeciągu paru miesięcy. Te większe w przyszłości wyprasujemy, nie ma co. Wszystko mamy w reklamówkach i pudełkach. Chciałabym już w czystych szafeczkach.......... I kosmetyki poukładane tematycznie.

Dziś w szkole rodzenia uczyliśmy się rozbierać, kapać i ubierać dziecko. No, może póki co - lalkę. M. bardzo sobie dobrze radził, jestem z niego bardzo dumna.

Cały dzień mnie boli głowa, nogi i tak naprawdę nie mam zbyt dobrego nastroju.
Ale jakoś tam daję radę.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Szkoła rodzenia dzień 1

Poszliśmy do szkoły rodzenia.
6 par. Tylko my z różnymi nazwiskami, reszta takie same. Rodzeństwa?
Wprowadzenie. ,,Jeśli myślę o porodzie, to dam sobie radę".
Poród jak podróż, wybierasz się i nie ma powrotu, ale za to dostajesz niespodziankę w postaci dziecka.
Będzie film, oprowadzanie, ćwiczenia.
O tym, ile wspólny poród daje ojcu.
Jakieś hipisowskie podejście do znieczulenia. Że niby przez znieczulenie ma się mniejszy kontakt z dzieckiem potem. ,,Ja urodziłam w bólu, to bardziej mnie to zbliżyło i bardziej Cię kocham". Yhy, dziękuję, postoję.
Trochę mi się słabo zrobiło na myśl o rozwarciu na 10 cm. Nie ma takich rzeczy. Położna złączyła wskazujące palce i kciuki, pokazując, jakie będzie rozwarcie. Dobry Boże.

Poszliśmy do greckiej restauracji, żeby odreagować, potem film. Fajnie się ogląda wieczorami. I tak miło się ciemniej robi wcześniej.

sobota, 5 listopada 2011

Milky Way

Dziś około 17:00, po wstaniu z łóżka (leżałam sobie), przekroczyłam kolejny etap bycia kobietą. Mam nowy level i nowe skile. Moje piersi wkroczyły na Mleczną Drogę. Nie było tego dużo, ale wystarczająco, bym powiedziała ,,Chryste". Zaskakujące. I oczywiście trochę boli, musi boleć.

Łóżeczko nr 2 (brązowo-białe) stoi już u Rodziców.

Znajomy z dzieciństwa doczekał się synka 1 listopada, pierwszą noc w domu spał bardzo dobrze, raz zakwękał po mleko. Ach, gdyby...!

piątek, 4 listopada 2011

Wizyta nr 56255662534

Bicie serca po lewej stronie brzucha.
Mierzenie miarką - w porządku.
Wyniki z wczoraj w porządku.
Do okulisty nie mam po co iść, bo mam za małą wadę. Teraz mi się przypomniało, że to nie od wady podobno zależy, ale od ciśnienia w oku. Trzeba się samemu zorientować.
Że mnie boli miednica, to nic.
Ważę 77 kilo. Nie ma takich ludzi. Niedługo na towarowej się będę ważyć.
Stopy puchną. Buty nie pasują.

Ginekolog: Co tak długo się pani ubiera?
Ja: Przez gabaryty.

Rodzice moi kupili nam łóżeczko. Mamy te jedno używane białe, z którego farba się łuszczy i materac za miękki, ale mogli sobie darować, albo skonsultować kolor, albo kupić bardziej potrzebne rzeczy. Trochę mnie to zamiast ucieszyć, przybiło. Wlezą mi na głowę, denerwują mnie telefony po 5 razy dziennie.

Chłopak lunatyk w nocy mnie głaskał po głowie i mówił, że jak to fajnie, że będziemy mieć synka i bardzo mnie kocha, tylko że jest jakaś inna kobieta. Pomyślałam, że coś mu się śni i powiedziałam ,,weź idź spać". Ale rano nie miałam dobrego nastroju. Potem trochę się z tego śmialiśmy. Ale do tej pory mi nie w smak.

czwartek, 3 listopada 2011

Lab, wizyta w szpitalu

Rano badania: morfologia, żółtaczka, mocz.
Krew mi nie leciała, babka się wbijała dwa razy, spróbowaliśmy w drugą ręką. Podniosłam sobie ciśnienie, zaczęłam wyobrażać sobie, że krew leci i zaczęła lecieć. Piguły się bardzo zdziwiły. Mogę być mesjaszem.
Chłopak był ze mną. Dobry spacer z rana. Zdjęcia panoramiczne w parku.

W okolicach południa pojechaliśmy do szpitala. Zwiedzać i zadać parę pytań. Obejrzeliśmy sale porodowe, położnicze i patologii.  Weszliśmy nawet do sali, gdzie leżała kobieta z urodzonym już dzieckiem. Malutkie w małym, przezroczystym korytku. Trochę zajrzałam, nie chciałam się napraszać i wchodzić tam, gdzie za daleko nie powinnam. W jednej sali jest wanna. Tak wielka, że mogą tam wleźć nawet dwie osoby. Działa na wyobraźnię. Płatki róż, szampan. Tylko nie pasują kafelki i położne dookoła, które wypowiadają nieromantyczne kompilacje słów, takich jak ,,wychodzi czop śluzowy", ,,szyjka macicy się łuszczy". Puff! Koniec, czar prysł, jesteś w szpitalu, za miesiąc możesz urodzić.

Trzeba się słuchać położnych. Oddychać, a nie krzyczeć. Inaczej dziecko wyląduje na intensywnej terapii. Tak powiedziały. Może się niedotlenić.

Z ubezpieczeniem ,,raczej ok". Pokażę legitymację studencką w izbie przyjęć, ewentualnie ten papier z uczelni. Nie ma na nim napisane, że ,,w razie porodu nie będę płacić 10 000 zł, zresztą i tak Państwo i ZUS nas okrada, więc niech już mam za darmo", więc zapytać do najmniej wypadało. Ta poruszająca historia kończy się tak, że w Polsce nawet jakbym nie była ubezpieczona, to i tak świadczenia jako kobieta w ciąży mieć będę. Gorzej, jak będą powikłania i trzeba będzie robić operację. Enjoy. Wszystko wyjdzie w praniu. Niby jestem uspokojona. Raczej zawsze wszystko się układa. Będzie ok.

Pytam o podkłady, majtki jednorazowe, wszelkie atrybuty i insygnia. Kupujemy termometr, który nam zalecili, będą Małemu mierzyć temperaturę w pupie. Przekonuję się w sklepie z artykułami dla ludzi wybierających się do szpitala o tym, że końcówka termometru nie uszkodzi odbytu mojego syna.

Chłopak naciąga mi na głowę różne peruki. Blond jeszcze ujdzie, ale siwy nie za bardzo. Najlepiej mi z obecnymi, moimi. Trochę czuję się, że ta całą wycieczka mnie nie do końca dotyczy. Surrealizm, jeszcze te peruki.

Oglądamy samochody w komisach i deski w przetwórni desek. Jeszcze wycieczka do sieciowego sklepu z deskami dla porównania. Półki na książki, przybywajcie do mojego świata!

Chyba zaraz wypadnie mi ten cały ,,czop śluzowy". Boli mnie spojenie łonowe tak, jakby mi ktoś miednicę rozciągał za pomocą dwóch koni. Tak, jak się reklamuje wytrzymałość pewnych dżinsów - dwa konie ciągną w przeciwną stronę, a dżinsy nic. Ale ja to chyba zaraz się rozerwę. Taka rozrywka.

Palce rąk mi puchną jak dzikie. U nóg już nie wspomnę, bo to norma. Ale u rąk bolą. Odczuwanie mam jakieś takie uboższe.

Zaczęłam się bać, czy po porodzie nie będę wyglądać jak brama brandenburska i będę mieć tyle samo przyjemności z pożycia, co ona.
O, zły świecie.
Może jakoś się da.

wtorek, 1 listopada 2011

Strzępki

śni mi się, że się już urodził i że jest gotowy.

kopie nieźle.

czasami skurcz łydki w nocy.

chrapię w nocy jak stary dziad.

oddycha się źle.

plecy bolą.

rodzice chłopaka znajomym przedstawiają mnie jako jego żonę.
strasznie przygnębiające.
jeszcze siostra młodsza się zaręczyła.

niedługo jedziemy oglądać szpital.
i dalsze remonty.

wydaje mi się, że to niemożliwe, żeby się urodził, że to się nie wydarzy, bo nie jesteśmy odpowiednio ze wszystkim przygotowani.

poniedziałek, 24 października 2011

Basen 2

Drugi raz byłam na aerobiku w basenie. Wydaje się mniej intensywnie, niż tydzień temu. Albo się przyzwyczaiam. Trochę się na mnie gapią, ale mi to nie przeszkadza.

Rano myślałam o tym, że mamy jeszcze kupić łóżko. Obliczyłam wszystko i wyszło mi, że na uwicie gniazda jeszcze potrzeba 2,500 zł. Boję się, że nie zdążymy wszystkiego kupić, ustawić.

W autobusie myślę, że jestem chora psychicznie z tym kupowaniem, budzeniem się rano i przeglądaniem katalogów, paniką i na pewno to nie jest dopingujące dla Chłopaka. I niesprawiedliwe to jest, takie wymaganie.

Gdzieś jakieś kompromisy trzeba będzie. Mam nadzieję, że wydamy mniej i zdążymy.

Malowanie pokoju dziecięcego właśnie trwa :)))

piątek, 21 października 2011

USG kolejne

Dziś USG było.
Pani dr potwierdziła, że to chłopiec. Waży 2,5 kg. Duży, 2,5 kg mają dzieci starsze o dwa tygodnie. Dlatego mogę urodzić już i 3 grudnia nawet, i wtedy będzie w terminie.
Wdzieliśmy usta, dziurki nosa, bródkę, zamachał rączką. Kręgosłup, skrzyżowane nóżki.
Obrócony jest głową w dół, prawidłowo.
Ważę 74 kilo......
Oddycha się trudno dość.
Miałam wysypkę na nogach przez półtora dnia (od kremu?), ale wypiłam dwa razy wapno i jest ok.
Z utęsknieniem myślę  o serze Brie.

wtorek, 18 października 2011

basen

Byłam wczoraj na basenie, na zajęciach dla ciężarnych. Trwają po pół godziny, ale się spóźniłam i weszłam tylko na 15 minut. Było świetnie, odprężająco i bardzo dobre ćwiczenia, dobrze się czułam.

Gorzej mi się śpi. Chodzę do łazienki co 20 minut. :/

poniedziałek, 10 października 2011

kop kop

liczę od dziś ruchy, o 11:43 już 10 było.
30 tydzień, jeszcze prawdopodobnie 10.

trzeba będzie wydrukować Listę Potrzebności.
Rodzice kupili kocyki, a ja Simbę na baterie.

piątek, 7 października 2011

Wizyta + imiona

Śniło mi się, że dostałam krwotoku.
Ale nie, to tylko sen.

Poszłam do ginekolog na wizytę. Bicie serca. Odczyn Coombsa już miałam zrobiony w maju, nie muszę robić. Za 2 tygodnie USG.

Od czasu do czasu brzuch twardnieje.
I ważę 72,5 kilo. Trochę mnie to martwi. Zacznę ograniczać słodycze. Męczę się, jak chodzę, mam zadyszkę, ciśnienie mi skoczyło i czuję się mniej zwrotna. Wiem, że podczas ciąży tak jest, ale bez przesady. Nie martwię się tym, że mogę wyglądać jak szafa trzydrzwiowa, ale zaczynam się gorzej czuć. Jeszcze przecież sam Młody przybierze ze dwa-trzy kilo.  Ufff!

Zastanawia my się, czy nie inne imię. Stanisław i Stasiu jest ok. Ale Stachu, Staszek - już nieco mniej. Może jak już się wykluje i go tak nazwiemy, to wszystko nabierze innego znaczenia i konotacji.

Czytałam jakieś spisy imion, gdzie były tak tragiczne imiona, że nawet Hubert mi się podobało.
Zrobiłam listę:

Stanisław -  się już utrwaliło.
Antoni - Antek spoko, ale czegoś brakuje jeszcze do pełnej euforii.
Witold - Witek jest śmieszne i w porządku.
Piotr - jak dziadek, ale trochę zwykłe mi się wydaje.
Tymon - podoba się.
Michał - za zwykłe, ale dość ok.
Adam - źle się wymawia, najpierw jest kadencja, potem antykadencja i do dupy akcentowanie.
Mikołaj - jakieś za długie. Zdrobnienie - Miki?
Konrad - Zdrobnienie? Kondzio?
Gustaw - fajne imię, ale dla kota.
Wit - ciekawe, podoba się. Może za krótkie.
Lew - też się podoba. Może w dodatku z innym imieniem lub jako drugie?
Wiktor - hmm, pretensjonalne.
Hubert - dobry Jezu.

Jest zagwozdka.

środa, 28 września 2011

Przypłyń do mej zatoki, la la la

Ż. urodziła śliczną Helenkę.
Jest niesamowita, wczoraj z 10 minut gapiłam się na zdjęcie i się uśmiechałam.

Z moją chorobą nie jest dobrze, przeziębienia już prawie nie ma, ale w nocy budzi mnie silny ból ucha albo ból zatok. Mam do tego egzaminy, a nie jest konfortowo budzić się o czwartej i nie móc spać.
Jestem od dziś pewna, że na zatoki można umrzeć.

Póki co dobrze sobbie radzę z egzaminami, nawet aż ponad swoje oczekiwania.
Babka w dziekanacie mnie skrzyczała, że późno oddaję indeks i się poryczałam. Normalnie zawsze, jak krzyczała, milczałam albo ją uspokajałam. Teraz już za miękka jestem.

środa, 21 września 2011

ściany i choroba, czyli głupi tytuł notki

Jestem chora. Zatoki po lewej stronie głowy, ból gardła. Nie mam oczu i czoło mam rozpalone jak żelazko.
Nie pojechałam na konsultacje do szkoły przez egzaminem. Jakoś będę to załatwiać przez internet.

Zdrowieję, bo mamy farby do malowania pokoju Stasia.
I jestem tym zaaferowana bardzo.

wtorek, 6 września 2011

Wizyta

Wizyta. USG - sprawdzenie czy wszystko tam zatkane, wymiarowanie ściany, etc.
Odebrałam wyniki morfologii - lekko w dół, bo Młody ,,ssie", ale nie jest źle.
Mocz i test na glukozę ok.

Dostałam kartę ruchów płodu, od 30 tygodnia mam liczyć.

Uczę się spać z wałkiem, jak się dobrze ułożę, trochę pomaga.
Jestem drażliwa, zrzędliwa i zmęczona.

sobota, 3 września 2011

Zrzędzenie, czyli ciemna strona ciąży

Byłam u Izy, dostałam spodnie, trochę ubranek, rożek i wałek do spania. I tak obudziłam się bez poduszki.
Ostatnio bolą mnie niesamowicie plecy. Chłopak masuje.
Jem ser pleśniowy zapieczony w pizzy - przynajmniej tak mogę go zjeść, upieczony.
Odkryliśmy Podpiwek Warmiński - 0,5%. Ciągle coś, ale przynajmniej w miarę smakuje, jak piwo. 
Bolą plecy, nie mogę piwa, noga od czasu do czasu boli, ósemki się wyżynają i bolą zatoki. I muszę teraz non stop patrzeć w komputer. Robię przerwy, żeby ulżyć plecom. Zaraz kończy się drugi trymestr, będzie coraz bardziej hardkorowo. Trochę już widzę oprócz dobrodziejstw ciąży te takie mniej przyjemne wyrzeczenia i hultajstwa. Ale jak Młody mnie kopnie, znów się bardzo cieszę. Bo juz kopie tak, że cały brzuch podskakuje i nawet koszulka się unosi.

Denerwuje mnie głaskanie po brzuchu przez innych ludzi i ciągłe gadanie o ciąży.
Chciałabym już remont pokoju dziecięcego, by zacząć tam gromadzić niezbędne rzeczy. Zależy mi, żeby wszystko było praktycznie poustawiane, najlepszej jakości i zgrane kolorystycznie, jak pokoje z katalogów, a nawet i lepsze. Póki co mieszka tam nasz współlokator, co już mnie zaczyna irytować. Jedna dziewczyna ze studiów urodziła w piątym miesiącu. Co by było, gdyby? Nie jesteśmy przygotowani. Poza tym chcę kontrolować feng shui pokoju, póki jestem w stanie się jako tako poruszać. 
Brakuje jeszcze mnóstwo rzeczy. Zanim przeczytam w necie opinie, jakie są najlepsze odciągarki do gilów z nosa, zasypki, srypki, pieluchy, jaką wanienkę, zrobi się koniec listopada i urodzę, czytając jakieś bzdurne posty w necie. I z jednej strony wiem, że nikt lepiej się ode mnie tego nie dowie, czego będe potrzebować (i Młody), a z drugiej to nieco mnie irytuje, kiedy moja mama ogląda komódki na allegro. Wolałabym już, żeby się Chłopak zainteresował. I żebyśmy wspólnie jakieś gniazdko, pokój marzeń udziobali. Zrzędzę, bo boli mnie głowa i zaraz spotkanie rodzinno-koleżeńskie u Rodziców Chłopaka, będzie dużo osób i wszyscy będą się podniecać naszą ciążą. Będzie pewnie fajnie, ale trochę już mam tego dość. Zobaczymy.

A. Gorzej mi już zawiązywać buty i myć nogi. Nienawidzę tej wanny, do której zadzieram te nogi.
I wcale nie chcę laktacji i tego całego karmienia. Jak wczoraj koleżanka wyciągnęła przy mnie cyca i dała swojej córce, trochę mnie odrzuciło. Brzuch to inkubator, cipka to wyjście smoka, cycki to wymiona do mleka. Cycek, cipka i brzuch traci swoje seksualne znaczenie. I wszystko już w sumie nie jest moje, tylko jakieś do produkowania czegoś, kogoś. A inni ludzie przychodzą do mnie jak na wystawę albo do muzeum i sobie oglądają, głaszczą i gadają jakieś bzdury, gusła, zabobony i najgorsze - dobre rady.

Oooo jaaaaaa.
Wczoraj koleżanka do rocznej córki, żeby mnie pocałowała. Obrzydliwe, wcale nie chciałam i odwróciłam jej uwagę.

Może z moim będę mieć inaczej, ale brzydzę się śliny, wypadającej zupy z ust i rzygów.
Kupa ujdzie. Ślina to coś strasznego. Oblizywanie smoczka po dziecku. Fuuuuu! Do piekła z takimi ludźmi.

Jadą, jada misie, śmieją im się pysie!
Ze znajomymi stwierdziliśmy, że jak popadniemy w dzieciocentryzm, że gości będziemy gościć na podłodze, koło dziecka stawiać im herbatę, to znaczy, że źle już jest. I kiedy będziemy w połowie zdania urywać rozmowę i coś do dziecka pitu pitu pi pi mimimi.

Ale we mnie złości i potrzeby reformy świata!
Dajcie mi piwa, sera pleśniowego i spokoju!

wtorek, 30 sierpnia 2011

i tak dalej

Zapisaliśmy się do szkoły rodzenia, będziemy przez 10 dni chodzić na początku listopada.
Pochodziłabym na basen dla ciężarnych od września. mam dużo pracy na egzamin w szkole. Może uda mi się to jakoś pogodzić. W sumie mam tyle do zrobienia, że nie powinnam wychodzić z domu i robić swoje. Zobaczymy.
Byłam wczoraj w szpitalu wojewódzkim po wyniki z toksoplazmozy (drugie, bo mam wielką odporność i ginekolog kazała do specjalisty), wszystko jest ok, tak jak się spodziewałam. Po prostu już to przechodziłam i jestem odporna, nie ma co siać paniki.
Jakiś tydzień temu poszliśmy na badanie moczu, morfologię i glukozę. Wcale nie jest taka zła, wcisnęłam pól cytryny i wypiłam.  Wyniki będą u ginekolog, zobaczę 6.09.
Od czasu do czasu twardnieje mi brzuch. Nie jest to przyjemne, ale to tylko na moment.
Staram się spać na lewym boku.

wtorek, 23 sierpnia 2011

piątek, 19 sierpnia 2011

Pozytywka

Kładę na brzuchu pozytywkę. Tę po siostrach, z pieskiem i kotkiem w wyblakłym domku. Zastanawiam się, czy nie jest za głośna. Zawsze kiedy ją przykładam, czuję ruchy. Plan był taki, że miała go uspokajać i kiedy już Szkrabuń będzie z nami, łatwiej mu się przy tym będzie zasypiało, bo będzie mu się kojarzyło.
No, zobaczymy.

środa, 17 sierpnia 2011

USG w połowie ciąży

16.07. mieliśmy USG w połowie ciąży. M. też wszedł do gabinetu Pani Ginekolog (która, nawiasem, chyba nie przepada za mężczyznami i w ogóle nie jest zbyt miła i wylewna). Na początku trochę było widać naszego Stasia, potem ustawiała pod takimi kątami, że raczej słabowicie, takie obrazy abstrakcyjne. Zdjęcia ani płyty nie mamy z tej wizyty. Pokazała bijące serce i głowę. Czyli nic się nie zmieniło. Dobrze. Chyba widziałam rączki. 
Dała skierowanie na badania.
Nowy termin porodu wg USG - podobno 16.12.2011.
Przybliżona waga - 526g (około tyle, co dwa i pół masła).
Kopie od czasu do czasu, coraz mocniej i częściej.
Masło nie kopie.
Ale nie przepadam za masłem.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Kolejna wizyta, urodziny

Rano do szpitala zapytać, czy jeśli mam dużą odporność i przebytą toksoplazmozę, to nie stanowię zagrożenia dla ojczyzny. Raczej była to wizyta rutynowa. Chcą, żebym porobiła jeszcze wyniki, żeby sobie podbić statystyki.

Byliśmy dziś u ginekolog. Znowu było słychać bicie serca :) i wszystko jest w porządku.

Oprócz Femibionu 2 mam brać żelazo. Bez badań. od razu, podobno wszyscy biorą.
Okeeej.

Trochę brzuch bolał.
I nogi muszę trzymać w górze, bo już pobolewają. A mają co nosić, bo już ważę 65 kilo! Trochę mnie to przeraża, a jednocześnie chce mi się jeść... Szkoda, że zajęcia dla ciężarnych w basenie są dopiero jednak od września...

Wczoraj urodziny Chłopaka, bardzo szybko zleciało. Dostał świetne prezenty i dziś bardzo dużo życzeń. I książkę, jak być dobrym Tatą.

Będzie dobrze aaa nie pisze bo właśnie czyta





piątek, 5 sierpnia 2011

Woza mamy. O herbacie, remontach i rodzicach

Dziś zdecydowaliśmy się na wózek od znajomego Rodziców Chłopaka. Jest lekki, zwrotny (wózek, nie znajomy), ma dobre  resory. Koła ma amortyzowane i pompowane. Jest możliwość zamontowania fotelika samochodowego. Wózek też może się transformować w spacerówkę i w wózek z gondolą (taki). Ślady użytkowania szczątkowe. W zestawie ma torbę na akcesoria i miejsce na zakupy. Pokrowce na gondolę i spacerówkę. Śpiworek. Wózek tenże przerósł moje oczekiwania. Może jedyną wadą jest to, że nie można przekładać rączki bodajże, żeby dziecko jechało przodem do kierunku jazdy. Chyba, jeszcze tego nie testowaliśmy. Dostajemy go za pół ceny, dodatkowo gratis nosidełko (takie) z przeciwdeszczowym daszkiem, przewijak, a w niedalekiej przyszłości wór ubranek i łóżeczko w kolorze przecieranego białego. 

Pojechał do Rodziców Chłopaka, bo u nas nie ma za wiele miejsca. Tam jest też, póki co, kojec, podgrzewacz do mleka i wór grzechotniko-gryzaczków.

A teraz o piciu herbat i natręctwach, irytacjach, walce o pozycję w stadzie, wymaganiach i lepieniu gniazda

Opiłam się dziś herbat, rano byłam u Izy i jej małej Antosi. Dostałam trochę ubrań ciążowych. Rany, wszystko dostajemy. Potem u znajomego Rodziców Chłopaka (,,mam  takie meble za 20 000 zł z Paryża, a tu balkony bla bla bla" - swoją drogą jestem pełna podziwu dla samodzielnie uczynionych szafek na buty, potem z godzinę rozkminiałam ich mechanizm i zaczęłam już myśleć, że to wcale nie takie trudne i gdybym się uparła, to bym też zaprojektowała do nas do domu taką szafkę i olśniło mnie, że w sumie gdyby ktoś mi pokazał, jak obsłużyć pilarkę, to dam radę zrobić mebel. Potem tylko wyheblować, zabejcować albo polakierować. Prościzna. I w ogóle mam od jakiegoś czasu jazdę na totalny remont mieszkania, a przynajmniej wzięło mnie, żeby na razie odmalować drzwi w mieszkaniu, odświeżyć dwa pokoje farbą, widzę, że by warto zetrzeć starą bejcę z biblioteczki, stołu i farbę z szafy i generalnie odświeżyć te meble. I zwracam ostatnio uwagę na jakieś takie domowe rzeczy do ogarnięcia na granicy z nerwicą natręctw, że klamka (w domu Babci) jest pod innym kątem, niż powinna, jakieś rączki od patelni latają, zaczep od zasłony nie łapie materiału, etc. Jakieś parę miesięcy temu nawet wypisałam listę z irytującymi mnie rzeczami w domu i już nawet, ku mej satysfakcji, trzy są skreślone, czyli prysznic nie lata i mamy większy kosz na śmieci jak cywilizowani ludzie i szufelkę ze zmiotką. Ach, jakbym chciała zrobić szafkę pod nasze sprzęty RTV! Widzę ją nawet oczami duszy, czuję pod opuszkami palców ledwie wyczuwalną fakturę drewna, a dizajn jej cieszy oko tak, że aż nie chce się patrzeć w telewizor, tylko na nią.
Aj dobra, następna herbata była u Babci (cotygodniowa ryba morska), a ostatnia u Rodziców Chłopaka. Moi Rodzice oszaleli i zapragnęli do nich przyjechać, żeby zobaczyć wózek. Przyjechali, zobaczyli go w każdej możliwej postaci, zapiali z zachwytu, wymądrzali się wszyscy po kolei, co do czego, opili lekko zakup. Może to i za wcześnie, bo zapłacimy za 2 tygodnie. No ale - każda okazja jest dobra. Pod koniec imprezy zaczęli się rozwodzić, że może niech nasz współlokator jeszcze zostanie do marca, to nam pokryje czynsz, ha ha ha, jak to z dzieckiem, nie nie nie, jak śpiewała Beata Kozidrak, mówię, ledwo mieścimy się w jednym pokoju, potrzebujemy drugiego, nie ma gdzie wstawić łóżeczka, iiii łeee a my w waszym wieku to wszyscy na dziesięciu metrach mieszkaliśmy i było dobrze, a ja: taaak, i wasze dzieci miały piękne wózki z ceraty, to może my też powinniśmy, a w ogóle to my mamy swoje pomysły, i musimy gdzieś pracować, a nie wśród pieluch się kisić i odetchnienie potrzebne jest. Ucichło na moment, ale zaraz: ale to dojdzie troska, zawsze to się myśli o dziecku. Obieram sobie morelę, bo już zaczyna mnie to wpieniać. Ale wiecie, że w grudniu to musicie mieć odłożone trzy tysiące? Jezusmaryja. Bo nigdy nie wiadomo, co będzie potem, bo na pewno jeszcze nie myślicie. Tak, młodzi to tylko, żeby do jutra przeżyć. Gdybym trzymała widelec, na pewno by mi się wygiął. Staram się, żeby moja mimika nie wyrażała tego, co sobie zaczęłam myśleć i zatkałam się czekoladką, ale przełknęłam i trzeba było orzec na forum i do publicznej wiadomości, że JESTEŚMY DOROŚLI I NIE JESTEŚMY LEKKOMYŚLNI, MAMY POJĘCIE, ŻE BĘDZIEMY MIEĆ DZIECKO I MYŚLIMY O TYM, ŻE MAMY WOLNE ZAWODY I NALEŻY MIEĆ ODŁOŻONE PIENIĄDZE ORAZ MAMY PLANY DALEKOSIĘŻNE I WIERZYMY, ŻE ŚWIAT NIE SKOŃCZY SIĘ W 2012 ROKU i nie muszą nam tu swoich mądrości dziadków za każdym razem obwieszczać, bo i tak zrobimy po swojemu. Wysłuchamy, ale bez wielkiego entuzjazmu, raczej dla świętego spokoju, żeby dziadek myślał, że na coś się przydaje. Jeszcze każdy głosem mędrca tłumaczy, by wszyscy słyszeli o mechanizmach nowoczesnego wózka, który nie jest z ceraty i składa się-tak-i-tak, a potem robi się klik i sru. Wszyscy są najmądrzejsi, więc niech w tej mądrości dadzą nam spokój. W ogóle boję się, że Rodzice nasi są tak podjarani, że będą nam go rozpieszczać i jakieś błędy wychowawcze nastaną. Albo jeszcze będą się wtrącać strasznie, jak dziś. Dobrze, że im powiedziałam pod koniec dnia. Teraz trzeba będzie im powtarzać, żeby się utrwaliło, bo mnie krew zaleje. Brr. Przyjdą, przejmą nad nim i nad nami jakąś kontrolę i będą nas jeszcze uczyć, jak do piersi dziecko przystawiać i ile musimy mieć pieniędzy. Chryste. Zmęczyli mnie okrutnie. No ale trzeba jak najwcześniej im wypleniać takie pomysły ingerencji, żeby im nie weszło w nawyk. Niech się cieszą, ale działają umiarkowanie. Mieli swoje dzieci i pole do popisu. Jeeeny.

niedziela, 31 lipca 2011

Hiperwentylacja

Hiperwentylowałam maluszka, czyli brałam duży wdech nosem (można zrobić wdech nosem? może to się inaczej nazywa..? :p) do przepony (żeby brzuch się unosił) i wypuszczałam ustami. Na leżąco. I za to otrzymałam radosne kuksańce :D Takie ze dwa-trzy silne z piętki albo kolana :D może z bańki.

Podobno jest to zdrowe i  ten sposób młode dostaje więcej tlenu i strasznie się cieszy :)))

piątek, 29 lipca 2011

Oby nie latynos

Byłam wczoraj od 20 do 23 na salsa party.
Tańczyłam może z 10 utworów. Nie forsowałam się, raczej przestępowałam z nóżki na nóżkę. I piłam soczek, kiedy inne dziewczyny wino. I dopiero po czwartym mają odwagę tańczyć. 
Jak stwierdziłam, że jest za głośno i nie chcę, żeby moje dziecko było głuche, wyszłam.
Albo co gorsza, będzie latynosem w opinających spodniach-wrzynkach z rozpiętą koszula na torsie. Fuuu.
Wróciłam taksówką, bo ostatni autobus odjechał.

Tymczasem Tatuś na wyjeździe zarabia pieniążki.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Ile przytyję?

Dobra... obliczyłam BMI sprzed ciąży... przy wzroście 172cm i wadze 56kg mamy BMI wynosi 18.9.
Wartość wskaźnika BMI na poziomie 18.9 oznacza niedobór masy ciała, rzekł kalkulator.

Według jakiejś stromy mogę przytyć podczas ciąży od 11 do 15 kilo.
Piszę o tym, wpierdzielając snickersa.

niedziela, 24 lipca 2011

piątek, 22 lipca 2011

Widać chłopca :D

Wczoraj (21.07., urodziny siostry Chłopaka) byliśmy na usg 3D!

Szkrabek pedałował ciągle nogami jak rowerzysta i na moment się odwrócił buzią do kamery. Głównie widzieliśmy jego lewy profil, zresztą bardzo ładny. W porównaniu do innych usg 3D obcych ludzi, nasze dziecko wypada bardzo nieźle. :]
Mamy film i zdjęcia.
Pępowina mu zasłoniła kawałek twarzy i wyglądał, jak z blizną, ale to tylko pępowina, więc nie ma się czym przejmować. Mam nadzieję, że nie owinie się nią przy porodzie, jak Tatuś.

No i dowiedzieliśmy się płci - tak jak sądziliśmy i przypuszczaliśmy - będzie to CHŁOPIEC :D
Na 90%, powiedziała pani od ju es and dżi. Ale wrażenie niesamowite!

Chłopak obiecał, że kupi mi za to grę na play station. ;p

Potem kupił jedno piwo, napił się nim i poszedł spać, obudził się nieprzytomny. Poszedł do sklepu po frytki i zapomniał portfela. Że niby ja miałam go spakować.

Wieczorem wpadli moi rodzice z siostrą i oglądaliśmy Młodego. Stasiu? Antek? Franek? Żyraf?

Strasznie słodkie miny. Jak się odwrócił, to podobny i do mnie, i do Chłopaka.

Bardzo się cieszymy i jeszcze pod koniec ciąży sobie zrobimy te usg :) żeby zobaczyć więcej twarzy... :) :) :)

sobota, 16 lipca 2011

I tak dalej

W ubiegłym tygodniu Chłopak przykładał rurkę od papieru toaletowego w celu usłyszenia bicia serca :]
Niestety, operacja zakończyła się fiaskiem.

Dziś miałam bardzo realistyczny sen, że Dzidziuś już jest, jest maciupki i chwyta moje małe palce swoimi łapkami.

Mam niezłą przepustowość żołądka. Czasami bolą mnie plecy i nogi.
Jedzenie jest wspaniałe.

czwartek, 7 lipca 2011

Serce

Poszliśmy z chłopakiem do ginekologa. Chciałam, żeby przeżył to, co ja miesiąc temu. Myślałąm naiwnie, ze na każdej wizycie jest usg. Okazało się, że 2 już wyczerpałam.

Więc nic takiego nie było.
Za to usłyszałam serce. Waliło prosto w słuchawkę. Mocno i szybko.

Trochę mi przykro i jestem trochę rozczarowana.

sobota, 25 czerwca 2011

Są takie dni w życiu kobiety, że musi dać komuś w mordę

Od dwóch godzin próbuję odpalić film (na egzamin do szkoły) i albo mam problem z napisami, albo komputer się zawiesza. Próbowałam też robić coś innego na zaliczenia, i wszystko się chrzani. W dodatku sram ogniem, bo już mało mi czasu zostało. I wszystko jest przeciwko mnie, nic nie działa albo jest jakieś porypane. Jestem zła, chciałabym dokonać jakiegoś krwawego i bolesnego aktu na innej osobie. Gdzie jest Steve Jobs?

piątek, 24 czerwca 2011

Więcej muzyki na żywo

Tata dziś na grał gitarze Led Zeppelin i Jethro Tull, specjalnie dla Małego. Zdaje mi się, że Led Zeppelin działa kojąco.

Zastanawiamy się poważnie nad imieniem, jakim jest Staś.
O ile Staś - mały - bardzo mi się podoba, o tyle dla nastolatka - Staszek, Stachu - nie bardzo.

Rodzice namawiają mnie na USG 3D. Kosztuje około 200 zł, trochę mi szkoda kasy. 
- Wolałabym kupić terabajtowy dysk przenośny - zamruczała Wyrodna Matka (dla przyjaciół MalaMadre).

Mam 2 egzaminy niebawem, a mój stan umysłu należy do słabowitych. Trudno mi się skupić i zapamiętywać. Bo akurat te egzaminy polegają na pamięciówie. W ogóle od jakichś trzech dni jestem poirytowana albo zamulona i daleko mi do duszy towarzystwa. Trochę marudzę.

środa, 22 czerwca 2011

Rodzice wiedzą

19 czerwca powiedzieliśmy Rodzicom, wszystkim 4.
:)))

To było na ganku u Rodziców M., po obiedzie, przed grillem.
Myśleli, ze to żart i nie dowierzali.

Chcemy Wam coś powiedzieć
Będziemy rodzicami

Jakimi rodzicami?

No, swoimi
Będziecie dziadkami. Tak, Wy (i wskazuję palcem)

Żartujecie
Naprawdę?

I przytulania, gratulacje.

Babcie pytają, kiedy ślub. :]
Cóż. Potem.

Puszczaliśmy chińskie lampiony wieczorem i nocą.

sobota, 11 czerwca 2011

Muzyka

Wczoraj puściliśmy Młodemu / Młodej muzykę przez słuchawki, do brzucha.

Myslovitz i Spohie Zelmani (której nie lubię, bleah).

środa, 8 czerwca 2011

Drugie USG

Byłam właśnie na drugim USG. Młode ma 5,6 cm. Widziałam dwie zgrabne nogi (pani po drugiej stronie sondy powiedziała), dwie ręce, głowę, mózg, palce u rąk, kręgosłup, bijące serce. Bardzo się ucieszyłam, że wszystko jest w porządku! Machało mi lewą stopą. Dość żywotne, macha rękami i nogami. Ma też dwoje oczu (po Mamie) w miarę z przodu głowy.

Mam nadzieję, że jeszcze dziś pobiorę krew do badania podwójnego.

Strasznie się cieszę! Była ze mną Siostra Chłopaka (w poczekalni), było mi raźniej. M. nie mógł dziś, bo dostał zlecenie. Za miesiąc ze mną pójdzie i zobaczy Szkrabka.


Mam okrutne zaparcia dziś.

piątek, 3 czerwca 2011

Takie takie

Tokoplazmoza, różyczka i HIV są w porządku :p
Grupę krwi mam taką, jakiej się spodziewałam.
Sesja nie zaskakuje mocno, ale bywa męcząca.

poniedziałek, 30 maja 2011

Nieustające szałowe przygody

Poszłam jak zwykle spać około 17, ale obudziłam sie z bólem głowy, bo sąsiedzi postanowili sobie urządzić ,,Popołudnie w stylu włoskich śpiewających ćwierćinteligentów, kastratów i tandeciarzy z lat 80" na całą kamienicę.

Parę dni temu miałam dzień, że tylko leżałam od 13 do 21 na łóżku, patrzyłam w sufit i płakałam.
Teraz jest jako tako, ale potrzebuję dużo czułości i zainteresowania. :p

Licytuję 4 komplety ubranek na allegro. :]
Koleżanka w ciąży zaprasza mnie w wakacje nad morze :)))
Zobywam pierwsze wpisy z sesji.
Zaraz w odwiedziny przyjedzie Chłopak ze swoimi Rodzicami. Zastanawiam się, czy widać brzuszek. Muszę jeszcze pochowac przed nimi pomoce naukowe do ciąży i wszelkie dowody. Ujawniamy się dopiweo za 3 tygodnie.
Jestem w jedenastym. 

czwartek, 26 maja 2011

Miejsce w kolejce w sklepie

Przyjechał Chłopak na parę dni :)))
Raz w sklepie zrobiłam doświadczenie i w kolejce głośno, acz znacząco coś powiedziałam, że jestem w ciąży i może by mi się należało jakoś szybciej (jakoś tak grzeczniej to powiedziałam, użyłam jakiegoś trybu przypuszczającego i miłego głosu), ale jakaś pani przede mną odrzekła na me wołania, że od piątego miesiąca się nalezy miejsce w kolejce.

Yhyy, okeeej.

niedziela, 22 maja 2011

Psychoza

Ale miałam sen...

Siedzę na jakimś rodzinnym spotkaniu i okazuje się, że wypiłam piwo do połowy szklanki, więc biegnę do toalety i zmuszam się do wymiotów. Potem obserwuję na stole mocną herbatę (sygnał z mógzu: nie wolno), herbatkę malinową (sygnał z mózgu: nawet na to nie patrz, to wywołuje poronienia) i tak patrzę po stole, że same smażone rzeczy, na które nie mam ochoty. Ktoś skomentował, że jak zawsze wybrzydzam i jakbym była w ciąży, to bym wszystko zjadła. Myślę sobie: he, co wy tam wiecie. I jakaś ciotka pyta, czy może jestem w ciązy.
A ja robię zagadkową minę, jak jakiś Sfinks co najmniej.

Śpię po 10-11 godzin, a kiedy nie śpię, jem lub myślę o jedzeniu. Żeby jeszcze śnić o jedzeniu, to już lekko zaczyna mnie przerażać. 

Trochę ruszyłam w tym tygodniu z rzeczami na studiach.
Irytuje mnie, że muszę być do 3 czerwca, bo to oznacza, że nie mogę wyjechać na badania do Mojego Miasta wcześniej. We wtorek jakoś zrobię na toxo, przeciwciała różyczki, grupę krwi. Jeszcze wizyta u stomatologa. Badania na przeciwciała HIV chyba sobie daruję, nie czuję się w grupie docelowej. Zobaczę.

czwartek, 19 maja 2011

Supermoce

Jestem nadczłowiekiem.
Okazało się, że mam nadzwyczaj wrażliwy słuch. Dźwięki z rzężącego laptopa muszę przyciszać o połowę. I drażni mnie, jak ktoś głośno mówi i piszczy.
I smutna jestem.

Wnioski i dalsze bleblanie

Niepozmywane naczynia wspólokatorki po jakichś rybach źle wpływają na poranne samopoczucie i florę w żoładku. Oj, źle.
Siostra czyta książkę o małżeństwach katolickich. Przynajmniej u niej będzie po Bożemu i w Bożej kolejności. Najpierw słowo, potem światło, a na samym końcu telewizja. A nie jak u mnie - najpierw dekoder Polsatu, potem stolik pod sprzęty RTV, a na końcu telewizor. Z goryczą piszę? Eee, nie aż tak.

wtorek, 17 maja 2011

Jak się na ma, co się lubi

Ni stąd, ni zowąd zachciało mi się pity z warzywami. Strasznie mocno.
Nie chce mi się wychodzić ze stancji. Brak pity dość mnie sfrustrował.

Zamiast czynię właśnie mini pizze (liczba mnoga, ha! - przyszłoścowo) z cista francuskiego. Z małymi pomidorkami, rukolą, sosem pomidorowym, pesto i dwoma rodzajami sera.
I na dobicie się 2 papmuchy z pary.

Masz, dziecko, jedz.

niedziela, 15 maja 2011

j, j, j, j.

Raaany, ciągle tylko JEŚĆ, JEŚĆ, JEŚĆ, JEŚĆ!
Nie mam nic przeciwko, zwłaszcza że jem tylko to, na co mam ochotę i znajduje się w zasięgu. Ale już czasem czuję, że jestem pełna, a coś ze środka wzywa: JEEEDZ, JEEEEEDZ, JESTEM GŁOOOODNE.
Feeed meee, wooooman! Go to the kithen and prove that, you are a woman and feed me!

Czasami mam wrażenie, że tego już za wiele.

JEEEŚĆ!

...no nic nie poradzę.

sobota, 14 maja 2011

W zasadzie dalej na ten sam temat

Czytałam do poduszki ,,Ginekologia i położnictwo". A, tak ostatnio sie zainteresowałam :p
Pouczające, choć w bardziej hardkorowych momentach zrobiło mi się niewyraźnie i czym prędzej chciałam wrócić do jakiejkolwiek fabuły nienawiązującej do rozwarć, nacięć, ułożeń główki i rodzenia pępowin. 
Oglądam na Facebooku zdjęcia dzieci znajomych. Rodzice pojechali do rodziny na południowy wschód, zachwycają się dwuletnim Kubą, który płynnie mówi, zadaje pytania i jest niezwykle komunikatywny. Moja Mama pieje z zachwytu. Ciekawe, co się jej stanie, jak się dowie, że będzie Babcią.

Mama: Kuba, wstawaj, lewa rączka jest już obudzona, zobacz.
Kuba: O, prawa rączka też!
Kuba wsuwa ręce w majtki.
Kuba: Obudziłem siusiaka! 

Tzw. lol. 

Ćwiczę od paru dni mięśnie Kegla, żeby mieć je jeszcze bardziej stalowe/spiżowe i powiedzieć fak ju nacinaniu przy porodzie. Brrrr!

piątek, 13 maja 2011

Nagle

Jestem śpiąca, zmęczona i nic mi się nie chce. Produkcja dziecka to wyczerpujące zajęcie.
To trochę źle i nie po drodze, bo mam kuuupę roboty na studiach.
Kupiłam pierwszą książkę do Profesjonalnej Biblioteczki Ciężarnej. Dobre to i słuszne. Czytałam w lodziarni, jedząc lody, o tym, że jedzenie lodów nie jest takie najgorsze. Potwierdzam tę mądrość.

Mierzi mnie mówienie o dziecku ,,bobasek", ,,dzidzia", ,,bobo". Piszczenie do dziecka i mówienie do niego, jakby było idiotą. Widzę takie praktyki i przyglądam się ku przestrodze.
Dużo jem.
Mam ochotę powiedzieć wszystkim wykładowcom, że jestem w ciąży, i żeby przestali ode mnie czegokolwiek chcieć. Ale oficjalnie walczę.

czwartek, 12 maja 2011

Wtem

Zgaga wieczorem, kołówrót brzucha.
Najlepiej to przespać, już wiem.

Chłopak odebrał wyniki, wszystko jest dobrze :)

środa, 11 maja 2011

Tymczasem

Spaceruję, wygrzewam się na trawie. Dzięki witaminie D ze słońca wchłonie mi się wapń z Danonków. :]
Powiedziałam najlepszej koleżance na roku. Gratulacje, bardzo się cieszyła, choć nie mogła uwierzyć.
Z zaparciami koniec problemów. Mniej śpię w dzień, nie bywam aż tak senna i ospała.
Czuję przypływ obowiązków na uczelni, trochę się tym niepokoję.
Zjadłam rybę, jest błooogo. Dziewiąty tydzień, lalalalalala!

wtorek, 10 maja 2011

PLUM

Mieliśmy ósmego trzecią rocznicę z Chłopakiem. Tego dnia też pojechaliśmy zrobić badania krwi i innych różnych ingrediencji zawartych w wyjałowionych słoiczkach. Dostałam karteczkę upoważniającą mnie do uczęszczania do szkoły rodzenia razem z Nim i na wspólny seans kinematograficzny. Myślałam o szkole rodzenia, na pewno się przyda, będzie wiadomo, czym się inspirować, kiedy nadejdzie M-o-m-e-n-t. Nie będę szukać natchnienia w popękanym tynku na suficie, w zieloności olejnej farby w szpitalu czy w przekrwionych oczach położnej. A, trzeba się będzie zorientować w szpitalach. Zielony kolor jeszcze zniosę, ale niekompetencji to już nie, wolę urodzić w dorzeczu Amazonki w kucki.
PLUM!

Przeżyłam w Moim Mieście świetne 3 tygodnie, wczoraj wieczorem przyjechałam do Miasta Studiowania. Postudiuję jeszcze dwa tygodnie, zdam sesję, ostatnie podrygi ostrygi. Nie wiem, czy brać dziekankę w październiku, czy bliżej grudnia. Dobrze by trochę zostać i dostawać stypendium, jeśli się załapię ze średnią.

Wczoraj z nudów w pociągu przeczytałam całą gazetę dla kobiet w ciąży. Ciekawa obserwacja socjologiczna - kiedy trzymasz w ręku gazetę dla kobiet w ciąży, ludzie robię ci więcej miejsca, mimo że twój brzuch jeszcze nie osiągnął gabarytów śpiącego słoniątka, które w magiczny sposób połknęło zeppelin.

Ale zdecydowanie już trochę odstaje.
Poza tym, jak tak dalej pójdzie, nawet Chińczycy nie zdążą wyprodukować takiej ilości staników o rozmiarze XH1-48. Tak mi przybywa. Poza stanem błogosławionym ważę do 57 kilo przy wzroście 172. Idę się zważyć. Lolz. 57.7. Chyba ktoś tu jest paranoiczką, mruczy czytelnik. Oj nie, naprawdę czuję się większa. Tiaaa.

PLUM!

Wiem, że nikt nie ma ochoty tego czytać, ale mam kłopoty z wypróżnianiem się.
Mama dzwoniła, że kolega mój z dzieciństwa będzie w październiku tatusiem. Powiedziałam, że fajnie, najwyższy czas. Mama: no właśnie...
Powiemy rodzicom w połowie czerwca.

Chcę już malować pokój, obrazki dla dziecka, być specjalistką w fotelikach do samochodu, bujakach, łóżeczkach, mlekach, nakładkach na piersi, w kapuście tłuczonej, smoczkach, książeczkach, przewijakach, zabawkach i nietoksycznych grzechotkach!

niedziela, 1 maja 2011

Tere fere

Mój Chłopak wrócił do klasyki gier. Gra w Half Life. :]
Wyprowadziła się Psycho (Współlokatorka, na której cześć powstawały wiersze, jak choćby:

tere fere maki
wyjmij z wanny kłaki

i wiele innych) i zostawiła wolny pokój. Cieszymy się, już bym chciała go odmalować i znosić sprzęty dla Maluszka. Póki co wietrzymy.

Chłopak zrobił mi na śniadanie pysznego omleta.

Spotkam się z koleżanką z pierwszych studiów. Chyba jej powiem.
Wczoraj były urodziny Babci J., trochę jej było przykro, że nie wypiłam szampana.

sobota, 30 kwietnia 2011

Pomost

Na krzywym pomoście nad jeziorem powiedziałam siostrze i jej chłopakowi.
Bardzo się cieszyła, doszły też jakieś racjonalne ,,musisz dbać o siebie i się nie przemęczać", ,,znamy bardzo dobrego ginekologa", ,,super". Zadeklarowała pomoc i już nie może się doczekać.Dziś wypije moje zdrowie. Obiecała dochować tajemnicy.

Z synkiem chrzestnej rzucałam kamienie w jezioro, kto najdalej.
I rzucaliśmy w piątkę też.

Rodzice pili sok i jedli ciasto. Było słonecznie.

Pasażer na pokładzie

To ja się przedstawię. Jestem Airbus A380. Mam 26 lat. Trzy dni temu dwa testy ciążowe objawiły mnie i mojemu Chłopakowi, że będziemy rodzicami. 

Tak, staliśmy na skale, testy unosiły się majestatycznie w powietrzu i zmanierowanym głosem obwieściły: ,,uuuu, będziecie rodzicami, co ty, Airbusie A380 zrobisz ze swoimi studiami numer dwa, a co ty, Chłopaku, uczynisz ze swoimi chęciami studiowania w Państwowej Wyższej Szkole Kamieniołomstwa*? LOL, nie nasza sprawa!"

Chłopak wysłał wczoraj dokumenty do szkoły. Szkoła jest w Mieście Dalekim.
A ja pewnie wezmę dziekankę.

Wpadka to nie jest do końca, podejmując pewne kroki znane większej części ludzkości aktywnej seksualnie, liczyliśmy się z tym, że możemy zmieszać genomy i dzięki temu mogę nosić przez 9 miesięcy geniusza XXI wieku. Termin porodu mam na 19 grudnia 2011. Jestem w szóstym tygodniu ciąży. Wymioty raz. Kołowrót w brzuchu 80% dnia, zgaga 45% dnia. Wie na razie może siedem osób. Siostra Chłopaka, dwóch jego najbliższych kolegów i moich kolegów dwóch. A, i znanego nam małżeństwa z dzieckiem. Rodzicom powiemy po egzaminach do PWSK mojego Chłopaka. I po mojej sesji. Matko.

U lekarza już byłam, mamy pierwszą sweet focię. Młode podczas pomiaru (dni temu 3) miało 7 mm. Przypominam, że to 6 tydzień. Stworzymy gwiazdę koszykówki. Albo wyjątkowo wysoką sklepikarkę. Bardzo się cieszyłam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam te cztery piksele.

Jem pomarańcze, łykam witaminy i kwas foliowy, co pani ginekolog przepisała. Jem tylko to , na co mam ochotę. Pierwsza ochota to był ser pleśniowy. Nie wiedziałam, że nie można. I jeszcze nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Mam nadzieję, że przez to nie urodzę jednorożca. W co mu wtedy pomalować pokój? W dzieci?


Jesteśmy trochę rozkojarzeni (widzicie, jak chaotycznie piszę, a? A?), coraz mniej jesteśmy zdziwieni. Coraz mocniej się cieszymy. Wymyślamy imiona.

Oglądałam wczoraj fragment ślubu Williama i Kate. Przedwczoraj Chłopak orzekł, że poczekamy i żeby nie cisnąć. Może to małomiasteczkowe i durne, ale chciałabym teraz przynajmniej cywilny. Z drugiej strony łączyć się dlatego, że będziemy mieć dziecko, to dla mnie trochę uwłaczające, za kochana, ładna i mądra jestem. Aha, no i kochamy się mocno. Jak śpiewała kiedyś taka kupa włosów: ,,Przyjdzie na to czas". Albo Skaza z ,,Króla Lwa": ,,Przyjdzie czaaaas".

Dooobra, muszę się ogarnąć.

_____
*- nazwa wymarzonej szkoły Chłopaka Mego została zmieniona. A, chodzę do niej od lat dwóch. Wcześniej zostałam po pięciu latach magistrem czegoś, co teraz i tak nie ma wielkiego znaczenia. Jestem w ciąży, aaaaa!!!